piątek, 18 lutego 2022

Demokracja – krótka historia iluzji (cz. II)

"Nie krzykiem, lecz czynem, nie mordem, lecz nastrojem
wszystkich stoi Rzeczpospolita". Zygmunt Krasiński. 
Pocztówka z 1905 r.

Demokracja – krótka historia iluzji …. (cz. II)

Demokracja zawsze zaczyna i kończy tak samo. Historia dobitnie to pokazuje a procesy geopolityczne w „świecie zachodnim” właśnie kolejny raz potwierdzają. Jeżeli ten ustrój cały czas za przeproszeniem zjada swój własny ogon … to może generalnie jest z nim coś nie tak? Co konkretnie? Teoria demokracji opiera się na założeniu, że ogół świadomych obywateli odpowiedzialnie wybiera strategię rozwoju państwa głosując na swoich przedstawicieli, którzy realizują ją dla dobra publicznego. Jak to realnie wygląda? Rozejrzyjcie się wkoło i zastanówcie, ilu z tych, którzy biorą udział w wyborach ma realną wiedzę pozwalającą na rzetelną, samodzielną ocenę sytuacji w państwie oraz podejmowanie decyzji o polityce przyszłości? Ilu wychodzi ponad poziom biernego konsumenta medialnej papki i zadaje sobie to minimum trudu, żeby poszerzać swoją wiedzę o państwie? Absolutna większość głosuje nie pod wpływem rzetelnego, krytycznego rozumowania, ale przez proste hasła działające na emocje. Część może gdzieś tam, podświadomie, chciałaby inaczej … ale nie mają elementarnej wiedzy, bo nie daje jej ani szkoła, ani „debata publiczna”. Szkoła generalnie sprzedaje nam demokrację jako „najlepszy z ustrojów” i zamiast krytycznego myślenia uczy całkowicie bezkrytycznej, biernej akceptacji. Dlatego zamiast świadomych obywateli ze szkół wychodzi młode „mięso wyborcze”, bez realnej wiedzy i realnych umiejętności skutecznego działania w polityce „państwa demokratycznego” … a często wogóle bez chęci angażowania się w życie wspólnoty. Wiem … oczywiście „są wyjątki”. Wciąż jeszcze zdarzają się w Polsce szkoły, które dzięki zaangażowaniu nauczycieli i rodziców kształtują obywateli a nie tłum. Chodzi jednak nie o to, żeby takie szkoły „zdarzały się”, ale żeby tworzyły system. Jest jak jest i skutki są jakie są. Polskie szkoły wypuszczają kolejne generacje „mięsa wyborczego”, które nie potrafi realnie oceniać rzeczywistości, nie rozumie rządzących nią reguł i nawet nie potrafi normalnie rozmawiać o „najlepszym z ustrojów”. „Demokracja jest najlepsza” i koniec, żadnej dyskusji … a każdy kto próbuje podważyć ten dogmat to dla nich …. w najlepszym razie wróg … albo i nawet „faszysta”. Właśnie dlatego zamiast cywilizowanej debaty publicznej mamy wojnę plemienną, która coraz bardziej niszczy Polskę.
Aby wyrwać się z tego przeklętego kręgu musimy odbudować edukację obywatelską i debatę publiczną. Innej drogi po prostu nie ma. Już w szkole musimy uczyć, że demokracja to wcale nie jest „najlepszy z ustrojów”, pokazywać jej słabe strony i to jak należy sobie z nimi radzić, żebyśmy sami siebie nie pogrążyli. Musimy znowu wychowywać OBYWATELI a nie bezmyślny tłum … inaczej szybko zafundujemy sobie kolejną powtórkę z historii.

Demokracja – krótka historia iluzji (cz. I)

Szlachecki Sejmik w kościele. Rys. J. P. Norblin.

Demokracja – krótka historia iluzji …. (cz. I)

Podobno demokracja to „najlepszy z wymyślonych ustrojów”. Powtarzanie tego twierdzenia w kontekście współczesnej „demokracji liberalnej” szczerze mówiąc zakrawa na intelektualną perwersję. Jeżeli to „najlepszy z ustrojów” to dlaczego prędzej czy później ZAWSZE popełnia samobójstwo? Historia demokracji pokazuje, że po etapie rozwoju ZAWSZE wytwarza ona oligarchów, którzy przejmują państwo i zmieniają reguły gry. Zacznijmy od tak hołubionej w naszym nauczaniu historii DEMOKRACJI ATEŃSKIEJ. Po obaleniu tyranii i reformach Klejstenesa stosunkowo szybko okazało się, że za fasadą „władzy ludu” kryją się realne rządy wybitnych jednostek … czego przykładem może być choćby Perykles. Elity przejęły państwo i wykorzystywały je dla własnych celów. Było to jedną z przyczyn fiaska ateńskich prób jednoczenia Grecji. Ustrojowe mechanizmy obrony przed rządami oligarchów (np. ostracyzm) były wykorzystywane dla politycznych rozgrywek a nie ochrony państwa. Po „Złotym Wieku”, epoce wzrostu i ekspansji, przyszło w końcu to, co nieuchronne i coraz bardziej fasadowa demokracja ateńska przegrała z królestwem macedońskim. Tak na marginesie …. pisząc o demokracji ateńskiej warto pamiętać, że była ustrojem realnie krańcowo odmiennym od współczesnej „demokracji liberalnej”, choćby przez ograniczenie dostępności praw obywatelskich tylko dla wolnych mężczyzn.
Kolejnym wielkim przykładem „ludowładztwa” był Rzym. Republika rzymska ukształtowała się jako próba kompromisu między ludem i elitami. Trwał on stosunkowo krótko. Podboje wyniosły oligarchów i złamały siłę ówczesnej klasy średniej. Ukształtowało to nowe reguły gry, w których państwem rządziły wybitne i potężne jednostki, wykorzystujące dla własnych celów republikańską fasadę. Potem przyszło cesarstwo i nawet fasada ostatecznie zniknęła.
Przejdźmy teraz do naszej zagrody i przyjrzyjmy się historii Słowiańszczyzny. Wśród plemion słowiańskich przez długi czas dominowała „demokracja wiecowa”. Decyzje na temat wspólnoty podejmowały zgromadzenia starszyzny poszczególnych rodów. Rozwój tych społeczności prędzej czy później zawsze tworzył elity które łamały siłę wiecu i ustanawiały silną i stałą władzę centralną. W geopolityce jedna zasada jest niezmienna – przetrwać mogą tylko silni. Kto w miarę szybko pożegnał się z wiecem … ten żyje. Kto trwał przy nim za długo i nie zrozumiał w porę konieczności zmian … ten jest dzisiaj tylko przypisem w historii.
„Demokracja szlachecka” była wielkim polskim eksperymentem ustrojowym …. który zakończył się katastrofalną w skutkach porażką. Zadziałał ten sam mechanizm co w Atenach i w Rzymie. Państwo przejęli oligarchowie, którzy rozgrywali je dla własnych korzyści. Dlaczego tak się stało? Dlatego że parlament skutecznie osłabił króla, który nie mógł już chronić klasy średniej przed polityką magnaterii. Skutkiem było zniszczenie państwa i stulecie zaborów, którego skutki wloką się za nami do tej pory.
Dla „demokratów” wielkim przykładem wyższości ich idei jest powstanie USA. Problem w tym, że przez większą część swojej historii państwo to było raczej zaprzeczeniem współczesnego pojęcia demokracji. Ojcowie Założyciele spisując Konstytucję nowego państwa w swoim najgłębszym przekonaniu tworzyli ustrój republikański. Demokrację uważali za niebezpieczną patologię, za „rządy motłochu” który był „mięsem wyborczym” dla oligarchów. Dlatego prawa obywatelskie dali tylko wolnym, białym mężczyznom. Warto tutaj dodać, że podobnie traktowali sprawę nasi Ojcowie Konstytucji 3 Maja. Pierwsza polska ustawa zasadnicza aby zabezpieczyć państwo przed rozgrywkami magnaterii odebrała prawa obywatelskie ich głównemu elektoratowi – ubogiej szlachcie.
Dzisiaj demokracja ma ciężkie problemy praktycznie na całym Zachodzie. Wszędzie obserwujemy to samo, co już tyle razy przerabialiśmy w historii – dramatyczne osłabienie klasy średniej i stopniowe przejmowanie państwa przez oligarchów ….. ze wszystkimi tego konsekwencjami. Reguły gry zmieniają się dosłownie na naszych oczach. Jeżeli wraca stare … a wraca ewidentnie … to chyba wypadałoby się zastanowić co jest z demokracją nie tak, że zawsze kończy tak samo. Przeczytacie o tym w następnym odcinku.

wtorek, 15 lutego 2022

Największe zbrodnie XX wieku

 

Największe zbrodnie XX wieku

Izrael i Stany Zjednoczone próbują narzucić nam narrację wedle której niemiecki Holocaust na Żydach był „największą i najstraszniejszą” zbrodnią w historii ludzkości. Przyjrzyjmy się bilansowi największych masowych zbrodni XX wieku:

1. Komunistyczne represje w ZSRR do 1956 – około 60 milionów ofiar śmiertelnych (wg Sołżenicyna). Robert Conquest podaje liczbę około 20 milionów.
2. Polityka „Wielkiego Skoku” w Chinach – ok. 45 milionów zmarłych z głodu, zamordowanych i zamęczonych.
3. Zbrodnie reżimu Pol – Pota w Kambodży – minimum 1,7 miliona (według innych ocen 2.5 do 3 milionów) ofiar śmiertelnych.
4. Sieć „obozów pracy” w Chinach – od 15 do 27 milionów zamordowanych i zamęczonych.
5. Niemieckie zbrodnie na cywilnych obywatelach ZSRR oraz jeńcach wojennych – około 10 milionów ofiar śmiertelnych (w tym ok. 1,4 miliona Żydów). Do tego około 6 milionów osób cywilnych zmarłych na skutek chorób i głodu związanych z wojną.
6. NIEMIECKI Holocaust na Żydach – maksymalnie do 6 milionów ofiar śmiertelnych (łącznie z Żydami z ZSRR). 
7. „Wielki Głód” na Ukrainie w czasach stalinowskich – około 4 miliony (według innych ocen nawet 2-krotnie więcej).
8. Rewolucja kulturalna w Chinach – około 5 milionów zamordowanych i zamęczonych.

Każda zbrodnia jest czymś absolutnie nieludzkim, jednak manipulowanie historią dla politycznych czy wymiernych korzyści to coś takiego …. jakby te miliony ofiar jeszcze raz mordowano.

Nie wierzcie „demokratom” ….

Ulotka "Bloku Demokratycznego" z 1947 roku. 

Nie wierzcie „demokratom” ….

Wybory parlamentarne 1947 roku w Polsce są dzisiaj historią zapomnianą. Warto odkurzyć główne fakty bo jest w nich nie tylko wiedza o przeszłości, ale też tłumaczenie teraźniejszości i nauka na przyszłość.
Po całkowicie sfałszowanym referendum ustrojowym z 1946 roku organizacja wyborów parlamentarnych miała być kolejnym etapem przejmowania władzy nad Polską przez komunistów. Stworzyli oni Blok … a jakże … DEMOKRATYCZNY. Jego główną, w zasadzie jedyną realną, siłą była oczywiście Polska Partia Robotnicza. Dodano jej Polską Partię Socjalistyczną, Stronnictwo Ludowe oraz Stronnictwo Demokratyczne. Były to grupy wykorzystujące przedwojenne jeszcze szyldy partyjne, ale obsadzone przez komunistyczne marionetki. Ich jedyną rolą było tworzenie wrażenia, że wokół partii komunistycznej uformował się realny blok „sił postępowych”, mający poparcie większości społeczeństwa. Antykomunistyczna opozycja zjednoczyła się wokół Polskiego Stronnictwa Ludowego. Komuniści rozpętali przeciwko niemu skoordynowaną akcję wszystkich służb i formacji – LWP, KBW, MO, ORMO i UB. Do wyborów aresztowano około 60 tysięcy działaczy i sympatyków PSL. Około 200 członków tej partii zostało zamordowanych w skrytobójczych zamachach. Na skutek różnych zarządzeń odebrano prawa wyborcze około 400 tysiącom osób. Grupy UB oraz bojówki PPR jawnie terroryzowały propeeselowskie wsie. Niszczono lokalne struktury tej partii, co uniemożliwiało jej wystawianie własnych kandydatów i wprowadzanie własnych mężów zaufania do komisji obwodowych. Pod różnymi pretekstami unieważniono około 1/5 peeselowskich list wyborczych z 76 kandydatami. Komuniści rzucili też przeciwko PSL ogromną machinę propagandową, mającą zdyskredytować ludowców jako realną siłę polityczną. Równocześnie na wszystkie możliwe sposoby blokowano stronnictwu własną aktywność medialną. Dzięki różnych machlojkom PPR samodzielnie obsadziła ponad 60 procent komisji obwodowych. Na prośbę Bolesława Bieruta do Warszawy ściągnęła też ekipa funkcjonariuszy sowieckiego Ministerstwa Bezpieczeństwa Państwowego pod dowództwem pułkownika Aarona Pałkina. Byli to najwyższej klasy specjaliści od fałszowania dokumentów pisanych. Rok wcześniej właśnie ta ekipa sfałszowała centralne wyniki referendum ustrojowego.
Według oficjalnych wyników tych „Blok Demokratyczny” zyskał w tych wyborach 80,1 % głosów a opozycyjny PSL 10,3 %. Ustalenie rzeczywistych wyników jest niestety bardzo trudne. Według przesłanego Stalinowi raportu NKWD komuniści i ich marionetki zyskali w tych wyborach około 50 %. Zachowane szczątkowe dane ze stu obwodów pokazują, że PSL zdobył 63 % a „demokraci” 27%. Jeżeli uwzględnimy obwody w których PSL został zablokowany to projekcja tych wyników na cały kraj pozwala uznać, że komuniści te wybory jednak przegrali. Mimo bezwzględnego terroru i masowej dezinformacji większość Polaków odważyła się zagłosować przeciwko „Blokowi Demokratycznemu”. Rzeczywiste wyniki zostały oczywiście sfałszowane a kłamstwo stało się dla komunistów oficjalnym pretekstem do otwartej wojny ze społeczeństwem.
Skończyły się pozory, ale „demokratyczny” szyld jakimś szczególnym szyderstwem historii stał się na długie lata częścią peerelowskiej propagandy - „siły demokratyczne”, „demokracja ludowa”, „demokratyczne wybory” itp. totalnie zakłamywały naszą rzeczywistość. Potem przez chwilę wydawało się, że te wszystkie upiory w końcu odeszły. Niestety, wzięły tylko krótki urlop i znowu wracają, tak samo „demokratyczne” jak wtedy ...

Karol Wielki … nie nasz „ojciec”, nie nasz bohater ...

Mapa rozwoju Imperium Franków w latach 481–814.

Karol Wielki … nie nasz „ojciec”, nie nasz bohater ...

Niemiecko – francuska narracja historyczna usilnie wciska nam Karola Wielkiego jako „Ojca Zjednoczonej Europy”. Jest to drastyczne przekłamanie, po prostu zwykła propaganda . Problem z „ojcostwem Karola” polega na tym, że nawet w szczytowym okresie potęgi swojego imperium nie panował on nad … jak to się często przedstawia …. „prawie całą Europą”. Owszem, zjednoczył pod swoim berłem PRAWIE CAŁY ZACHÓD. To „prawie” oznacza, że poza jego władztwem była Hiszpania, południowe Włochy, Brytania, Irlandia i Skandynawia. Karol NIGDY NIE RZĄDZIŁ SŁOWIANAMI. Fakt, LUŹNO ZHOŁDOWAŁ zachodnie pogranicze Słowiańszczyzny – plemiona połabskie, Czechów, Morawian i Chorwatów. Jednak to wszystko. Jego polityczne wpływy całkowicie zanikały na wschód od linii Odry i Nysy oraz na wschód od Dunaju. Pozostali poza nimi zarówno nasi przodkowie, jak i cały ogrom etnosu wschodniosłowiańskiego – czyli większość Europy Środkowej i cała Europa Wschodnia.
Przedstawianie Karola jako „Ojca Europy” wobec faktycznego zasięgu jego państwa wynika chyba tylko z tego, że dla zachodniej kultury i zachodniego kodu kulturowego „prawdziwa Europa” to tylko oni, a my to jakiś „barbarzyński wschód”. Takie traktowanie Słowian, taka pogarda wobec naszej historii i naszego dziedzictwa jest tak głęboko wbita w „geny” Zachodu, że w ich polityce historycznej wyłazi praktycznie na każdym kroku. „Sprzedawanie” nam Karola jest dobitnym przykładem takiego podejścia.
Reasumując – Karol Wielki z pewnością wielkim władcą był …. ale nie naszym. Nigdy nie rządził nawet połową Europy, więc po co te bajki o „Ojcu zjednoczenia”? Chyba tylko po to, żebyśmy poczuli się jako „ubodzy i dalecy krewni” z wdzięcznością i pokorą przyjmujący „szklane paciorki” obcego dziedzictwa.

Zbrodnie i polityka ....

Ruiny Warszawy (1945).

Zbrodnie i polityka .... 
(tekst z maja 2019)

Przy różnych okazjach podnoszony jest temat zasadności polskich roszczeń odszkodowawczych wobec Niemiec za straty poniesione w czasie II Wojny Światowej. Dla przypomnienia – był to konflikt wywołany przez sojusz niemiecko – sowiecki, w którym dwóch dyktatorów dokonało rozbioru naszego kraju, popełniając przy tym bezmiar koszmarnych zbrodni.
Polska w czasie II Wojny Światowej poniosła największe straty biologiczne (na każdy tysiąc mieszkańców straciła 220 osób) … i są to ostrożne szacunki. Ogromne znaczenie ma też jakościowa struktura tych strat. Przy absolutnie zgodnej współpracy obu okupantów, na skutek w pełni celowej polityki, polskie elity zostały zmasakrowane. Konsekwentnie mordowano Polaków najlepiej wykształconych, twórców kultury, przedstawicieli strategicznie ważnych dla państwa zawodów, działaczy społecznych i przede wszystkim patriotów. Skutki tamtej masakry widać w Polsce do dzisiaj.
Polskie straty materialne w wyniku II Wojny Światowej. (straty rzeczowe w przeliczeniu na jednego mieszkańca, które wyniosły 626 dolarów w porównaniu z 601 dolarami w Jugosławii). Według materiałów przedstawionych na Międzynarodowej Konferencji Reparacyjnej w Paryżu w roku 1946, straty rzeczowe w Polsce wyniosły odpowiednio 16,9 mld dolarów, w Jugosławii — 9,1 mld dolarów. 2/5 dóbr kulturalnych Polski zostało całkowicie zniszczonych. Polska straciła na rzecz ZSRR 48% swojego terytorium (około 178 000 km²). Na utracony terenach znajdowały się miasta tak ważne dla naszej historii i kultury jak Wilno, Grodno, Lwów czy Stanisławów.
Powojenne szacunki utraconych przez Polskę dzieł sztuki i wywiezionych przez okupanta niemieckiego (obejmujące tylko zbiory udokumentowane), wskazują na ubytek ok. 2,8 tys. obrazów znanych europejskich szkół malarskich, 11 tys. obrazów autorstwa malarzy polskich, 1,4 tys. wartościowych rzeźb, 15 mln książek z różnych okresów, 75 tys. rękopisów, 22 tys. starodruków, 25 tys. map zabytkowych, 300 tys. grafik, 50 tys. rękopisów muzealnych, 26 tys. bibliotek szkolnych, 4,5 tys. bibliotek oświatowych i 1 tys. bibliotek naukowych (łączne straty bibliotek wyniosły ok. 22 000 000 woluminów), oraz wiele innych nieudokumentowanych eksponatów i przedmiotów wartościowych (m. in. 5 tys. dzwonów kościelnych). Na skutek celowych niemieckich działań nieodwracalnie straciliśmy część naszej historii.
Ogółem, okupant niemiecki dokonał w okupowanej Polsce rabunku ok. 516 000 pojedynczych dzieł sztuki, o wartości szacunkowej 11,14 miliardów dolarów (według kursu z 2001). Dziesiątki tysięcy tych zabytków do tej pory nie zostały zwrócone.
Wielką stratą dla naszej kultury jest celowe zniszczenie przez Niemców setek zabytków architektonicznych. Chodzi tutaj przede wszystkim o Warszawę, ale też o Poznań – mało kto dzisiaj pamięta jak mocno zniszczona była w 1945 roku stolica Wielkopolski. Co dostaliśmy w zamian dzięki przesunięciu naszych zachodnich granic? Ruiny Gdańska, Wrocławia, Opola, Głogowa … Wszystko musieliśmy odbudować sami, w powojennej biedzie, dławieni przez absurdy narzuconego nam siłą ustroju.
Niemcy nigdy nam za to wszystko nie zapłacili, bo to, co otrzymaliśmy od nich przy różnych okazjach, to ochłapy w gruncie rzeczy uwłaczające ofiarom ich zbrodni. Wielu strat nigdy nam nie zrekompensują, bo nigdy na przykład nie wrócą zmasakrowanej przez nich inteligencji, nie oddadzą naszej najlepszej młodzieży ani nie zwrócą spalonych bibliotek i archiwów. Czy to znaczy, że podnoszenie sprawy odszkodowań za II Wojnę Światową jest bez sensu? Wręcz przeciwnie. Po pierwsze jest to absolutna konieczność wobec forsowanej od lat przez spółkę niemiecko – izraelską zmiany oficjalnej narracji o II Wojnie Światowej . Rozmywaniu niemieckiej odpowiedzialności przez prostą zamianę Niemców na „Nazistów” towarzyszy przesuwanie części tej winy na Polaków (jako „współsprawców Zagłady”). Nie muszę chyba nikomu tłumaczyć jak groźny jest ten proceder dla naszego międzynarodowego wizerunku? Co gorsza ten historyczny rewizjonizm stał się dla niektórych środowisk żydowskich pretekstem dla gigantycznych żądań materialnych wobec Polski. Dlatego bezwzględnie potrzebujemy skutecznej polityki historycznej, która będzie przypominała prawdziwy przebieg tamtej wojny i nasze straty spowodowane przez spółkę niemiecko – sowiecką. Sprawa należnego nam od Niemców rzetelnego odszkodowania za ich zbrodnie może być doskonałym narzędziem takiej polityki. Czy prowadząc konsekwentnie i skutecznie taką politykę musimy obawiać się niemieckiego odwetu? A niby jakiego? Obrażą się i zabiorą z Polski wszystkie swoje inwestycje? Na pewno nie, bo nie są to przedsięwzięcia charytatywne, ale gospodarcze, które prowadzą tutaj nie dlatego, że „bardzo chcą być dla nas mili”, ale dlatego, że im się to bardzo mocno opłaca. Niemiecką polityką wobec Europy Środkowej kieruje bezwzględna realizacja własnych interesów zgodnie z różnymi wariantami koncepcji „Mittleeuropa” Schwarzemberga i Neumanna. Jest to idea zjednoczenia tej części Europy jako de facto niemieckiej kolonii politycznej i gospodarczej – na tyle rozwiniętej aby być rynkiem zbytu dla niemieckich produktów i kooperantem dla niemieckich koncernów, ale już nie na tyle, aby stanowić realną konkurencję dla niemieckiej gospodarki. To jest zasada niezmienna, niezależna od tego, jaka ekipa rządzi w Berlinie. Podporządkowali jej WSZYSTKIE działania wobec naszego regionu – łącznie z rozszerzenie Unii Europejskiej o Polskę i pozostałe państwa Europy Środowej. Dlatego Niemcy nie wykonają żadnego szalonego ruchu, przez który całkowicie utraciliby swoje wpływy w Polsce, co przekreśliłoby całą strategię „Mitteleuropy”. Nasi zachodni sąsiedzi są w polityce międzynarodowej bezwzględnymi graczami … i to nigdy się nie zmieni, bo takie są po prostu odwieczne reguły tej gry, a Niemcy – co by o nich nie mówić – na pewno pojmują te reguły i potrafią stosować je z absolutnie żelazną konsekwencją. Jeżeli ktoś widzi w tym coś innego to ewidentnie nie wyrósł z etapu fascynacji bajkami. Albo dostosujemy się do reguł tej gry …. albo przepadniemy. Dlatego nie powinniśmy obawiać się podnoszenia sprawy odszkodowań od Niemców za II Wojnę Światową. Nam nie wolno się tego bać, bo … po prostu nie mamy innego wyjścia. To nie jest żaden „cynizm” czy „antyniemieckość”. To jest konieczność, przed którą postawiła nas polityka państwa niemieckiego.

Kolonizatorzy, wyzyskiwacze i mordercy …..

Chłopi Rzeczypospolitej w XVIII wieku. 
Mal Jan Matejko.

Kolonizatorzy, wyzyskiwacze i mordercy …..
(tekst z października 2019)

W ubiegłym tygodniu przetoczyła się przez media i sieć gorąca dyskusja wokół przyznania Oldze Tokarczuk literackiej Nagrody Nobla. Prawa strona przypomniała jej wypowiedź na temat polskiej historii, popełnioną w 2015 dla TVP Info: „Myślę, że trzeba będzie stanąć z własną historią twarzą w twarz i spróbować napisać ją trochę od nowa, nie ukrywając tych wszystkich strasznych rzeczy, które robiliśmy jako kolonizatorzy, większość narodowa, która tłumiła mniejszość, jako właściciele niewolników czy mordercy Żydów”. Do tej pory był to tylko głupi tekst celebrytki. Teraz jest to niestety wypowiedź noblistki, która pójdzie w świat … i nic dobrego z tego nie wyniknie.
Czy Tokarczuk miała rację tak nas opisując? Zacznijmy od „właścicieli niewolników”. Doprawdy nie wiem, czy szanowna pisarka w ogóle zdawała sobie sprawę co i o kim mówi w tej kwestii. Po masakrach ubiegłego stulecia jesteśmy społeczeństwem o przede wszystkim chłopskich korzeniach. Jeżeli Tokarczuk sugerowała, że – w domyśle – nasi przodkowie byli „właścicielami niewolników” to … komu próbuje przykleić taką etykietkę? Potomkom chłopów pańszczyźnianych …. robotników folwarcznych, robotników przemysłowych … a może szlacheckiej jednozagonowej „gołoty”? W Polsce poza samym początkiem naszej państwowości nigdy nie było niewolnictwa. Po pierwsze zakazywał go Kościół. Po drugie razem z rozwojem feudalizmu stało się po prostu nieopłacalne. Nie wolno też mylić z niewolnictwem pańszczyzny, która była formą czynnej zapłaty za prawo użytkowania ziemi. Dopiero u schyłku I Rzeczypospolitej doszło na niektórych obszarach do nadużywania prawa pańszczyzny i ograniczania swobody chłopów … ale to i tak nie uprawnia do przyklejania Polakom generalizującej łatki „właścicieli niewolników”.
Pani Tokarczuk ewidentnie umknęły w tym „niewolniczym” wątku dwa istotne aspekty naszej historii. Po pierwsze – do największych nadużyć w kwestii traktowania chłopów, które w zasadzie można by nazwać niewolnictwem, doszło w XVII wieku na „ziemiach ukrainnych” Małopolski Wschodniej. Tyle tylko, że tam głównym czynnikiem sprawczym byli żydowscy arendarze, rzeczywiście brutalnie uciskający ruskich (nie mylić z rosyjskimi) chłopów. Był w tym polski udział, bo niestety część tamtejszej szlachty była ślepa na metody żydowskich dzierżawców … „byle był zysk”. Czy to jednak daje prawo do nazywania nas potomkami „właścicieli niewolników”? Zdecydowanie nie sądzę. Po drugie - historia niewolnictwa w Europie Środkowej i Wschodniej ma jeden … równie niepoprawny politycznie … „haczyk”. Otóż głównymi sprawcami i realnymi potentatami tego „biznesu” byli bizantyjscy i chazarscy Żydzi. To oni praktycznie zmonopolizowali przepływ niewolników między słowiańską częścią Europy (źródłem) i krajami arabskimi (rynkiem zbytu). Pozostali w tej branży również po nastaniu Imperium Osmańskiego aż do XVIII wieku. W powyższym kontekście przyklejanie Polakom łatki „właścicieli niewolników” brzmi jak wyjątkowo perfidny żart.
Jeżeli Olga Tokarczuk uważa, że można mówić o Polakach ogólnie „mordercy Żydów” to doprawdy nie wiem, jakie wypada w tym kontekście nazywać Niemców. Polska w ogóle nie była zaangażowana w Holocaust tak jak Niemcy czy np. Francja – której służby czynnie uczestniczyły w eksterminacji Żydów. Agendy państwa polskiego przez całą wojnę robiły co możliwe, żeby ratować skazanych niemiecką polityką na śmierć …. bez jakiejkolwiek pomocy ze strony Aliantów. Polskie ostrzeżenia o masowym mordowaniu Żydów zachodnie rządy traktowały jako … polskie wymysły i propagandę. Również w czysto ludzkim wymiarze Polacy nie przyłączyli się do mordowania Żydów. Nie było u nas masowych pogromów w których czynnikiem sprawczym byłaby miejscowa ludność, tak jak np. na Litwie czy choćby na Ukrainie. Wszystko, co się u nas zdarzyło było nikłym echem tego, co wyprawiało się w sąsiednich krajach. Tysiące Polaków zginęło ratując Żydów. Tysiące nigdy nie doczekały się jakiegokolwiek uznania za swoją bohaterską postawę. Dzisiaj kto tylko może oskarża nas o „współudział w Holocauście” i zrzuca tutaj własne winy. Niestety wypowiedź p. Tokarczuk doskonale wpisuje się w tą nagonkę.
Czy byliśmy „kolonizatorami”? Polska nigdy nie miała jako państwo żadnych kolonii i doprawdy nie wiem, jakim cudem Olga Tokarczuk może o tym nie wiedzieć. Czy „uciskaliśmy mniejszości”? Przez długie wieki kto chciał mógł żyć w Polsce wedle własnej kultury bez żadnych ograniczeń i presji ze strony państwa. Dorobiliśmy się największej na świecie diaspory żydowskiej. Osiedliły się u nas nieprzeliczone rzesze Niemców, wielu Ormian, Włochów, Francuzów, Szkotów, Tatarów itd. itp. Byłoby to możliwe, gdybyśmy „uciskali mniejszości”? Na pewno nie. Wspomniałem wcześniej o problemach na styku polsko – ruskim (nie mylić z rosyjskim) ale miały one inną naturę niż „uciskanie mniejszości” i co najwyżej częściowo idą na nasze konto. W II Rzeczypospolitej też nam z Rusinami nie wyszło. Czy to jednak usprawiedliwia generalizowanie że „tłumiliśmy mniejszości”? Ogólny bilans naszych dziejów pokazuje coś dokładnie odwrotnego.
Olga Tokarczuk popełniła kilka niemądrych wypowiedzi dobitnie pokazujących, że ma raczej marne pojęcie o naszej historii. Niestety, teraz jej poglądy zyskały noblowską sankcję i pójdą w świat … z wielkimi szkodami dla prawdy o naszej historii.
--------------------------
Działalność pani Tokarczuk po otrzymaniu Nobla niestety całkowicie potwierdziła powyższe obawy ...

niedziela, 6 lutego 2022

Marks o Żydach

Marks o Żydach

Karol Marks to jeden z patronów współczesnej lewicy. Mało kto jednak zdaje sobie sprawę z jego realnych poglądów na różne sprawy. Poniżej kilka fragmentów z artykułu" Zur Judenfrage" (W kwestii żydowskiej) opublikowanego przez Marksa w „Deutsch-Franzôsische Jahrbücher” (Paryż 1844|).
"Nie szukajmy tajemnicy Żyda w jego religii, lecz szukajmy tajemnicy religii w rzeczywistym Żydzie. Jaka jest świecka podstawa żydostwa? Praktyczna potrzeba, własna korzyść. 
Jaki jest świecki kult Żyda? Handel. Jaki jest jego świecki bóg? Pieniądz. Otóż właśnie! Emancypacja od handlu i od pieniądza, a zatem od praktycznego, rzeczywistego żydostwa byłaby autoemancypacją naszych czasów.
Taka organizacja społeczeństwa, która by usunęła przesłanki handlu, a więc i samą możliwość handlu, uniemożliwiłaby istnienie Żyda. Jego świadomość religijna rozwiałaby się jak mdłe opary w atmosferze prawdziwego życia społecznego.
(...) Przez żydostwo rozumiemy więc pewien powszechny współczesny element antyspołeczny, który osiągnął swą obecną skrajną postać przez rozwój historyczny, do którego Żydzi, w tym sensie ujemnym, gorliwie się przyczynili; w tej obecnej zaś skrajnej postaci element ten musi nieuchronnie ulec likwidacji". 
To nie jest fragment "Mein Kampf" Adolfa Hitlera. To Karol Marks. Jakim cudem tak wściekły antysemita jest wciąż lansowany przez współczesną lewicę?

Z Hitlerem czy przeciwko Hitlerowi?


Z Hitlerem czy przeciwko Hitlerowi?

Każdego kolejnego 1 września wraca publiczna dyskusja o tym, czy to, co stało się w 1939 roku miało jakąś alternatywę. Chyba wszystko już zostało w tej sprawie powiedziane, ale emocje za każdym razem są takie, że jeszcze wiele lat będziemy o to pytać i o odpowiadać. Czy mogliśmy zawrzeć antysowiecki sojusz z Hitlerem? Byłaby to droga do jeszcze gorszej katastrofy niż to, co nas historycznie spotkało.
Z pewnością poszlibyśmy razem z Niemcami przeciwko Sowietom, ale … Zachód nigdy nie dopuściłby do zwycięstwa Hitlera. Zagarnięcie przez Niemcy sowieckich przestrzeni, bogactw i surowców stworzyłoby z czasem supermocarstwo z realnymi szansami na światową hegemonię. Dlatego Zachód bez wątpienia wybrałby Stalina i zrobiłby wszystko, żeby wygrał on to starcie. Co oznaczałoby to dla sprzymierzonej z Niemcami Polski? Po pierwsze ogromne straty wojskowe. To przede wszystkim polskie dywizje piechoty, polskie mięso armatnie w niemieckiej służbie, szturmowałyby Linię Stalina – najpotężniejszy system fortyfikacyjny ówczesnej Europy. Potem byłoby tylko gorzej. Popatrzcie sobie na poziom strat poniesionych w Rosji przez historycznych sojuszników Niemiec – Węgrów, Rumunów i Włochów. W najlepszym razie traciły one około jednej trzeciej wysyłanych tam związków operacyjnych. W najgorszym - całość. Polskie straty … zależnie od scenariusza takiej wojny … liczylibyśmy tak od pół miliona wzwyż.
Losy niemiecko – polskiej wojny z Sowietami w końcu obróciłyby się przeciwko nam i front przetoczyłby się przez Polskę ze wszystkimi tego konsekwencjami. Gdybyśmy dotrzymali wierności Hitlerowi to Stalin miałby u nas „wolną rękę” i mógłby zrobić wszystko bez oglądania się na ewentualną reakcję Zachodu. Mógł zniszczyć i obrabować kraj, zmasakrować miliony … a po wszystkim nie bawić się w jakąś pozorną autonomię PRLu ale wprost wcielić resztki Polski do swojego imperium. Ktoś by mu w tym przeszkodził? Kto i w imię czego miałby to zrobić? Załóżmy, że po jakimś czasie, widząc nieuchronność klęski, zmieniamy front. Co by nam to dało? Z pewnością pomoglibyśmy Stalinowi, który zaoszczędziłby część swoich sił dzięki temu, że Hitler musiałby rzucić część swoich na „zdradzieckich Polaków”. Nas i tak czekałaby masakra i zniszczenie … tym bardziej, że Stalin mógłby … ale też wcale nie musiałby ….. potraktować nas jako „sojuszników”. Dla czystej przyjemności zemsty na znienawidzonych Polakach i tak pohulałby sobie u nas na całego. Niektórym wydaje się, że taki scenariusz pozwoliłby wyjść z tej wojny jak „Węgrzy lub Rumuni”. Sprawdźcie sobie jak wyglądały Węgry w dniu zakończenia wojny po tym, jak przetoczył się przez nie front i kiedy Budapeszt po długiej obronie stał się morzem ruin. Poczytajcie sobie o wielkości ich strat wojskowych i cywilnych, o masowych gwałtach na kobietach (ponad pół miliona ofiar) i wymordowaniu węgierskich Żydów. Teraz rzućcie te liczby i procenty na front szerokości Polski i zastanówcie się, czy to aby na pewno byłby „lepszy scenariusz”? Rumunia nie została tak zmaltretowana … bo leżała z daleka od głównego teatru działań a obaj dyktatorzy nie mieli do niej stosunku tak emocjonalnego jak do Polski. Gdybyśmy zamienili się z Rumunią miejscem na mapie to można by dzisiaj dyskutować o takim scenariuszu, ale jesteśmy gdzie byliśmy i w naszej geopolityce był on po prostu nierealny. Słowacja i Czechy? Wystarczy rzut oka na mapę żeby przekonać się, dlaczego ominęło je najgorsze. Poza tym praca potężnego czeskiego przemysłu …. jakiego my przecież nie mieliśmy …. była przez całą wojnę haraczem na rzecz Niemiec za dużo łagodniejszą okupację.
Teraz wyobraźcie sobie, że po tak rozegranej wojnie ci z nas, którzy ocaleli mają do przeżycia kilka dekad w zachodnich guberniach Związku Radzieckiego. Wiecie jakbyśmy dzisiaj wyglądali? Nie mogliśmy iść z Hitlerem i na pewno nie powinniśmy byli iść przeciwko niemu. Wszystko co moglibyśmy zrobić to odwlec wybuch choćby do wiosny 1940, a może nawet kilka miesięcy dłużej. Trzeba było grać, kłamać, oszukiwać … i robić wszystko co się tylko dało, żeby wojna nie wybuchła już we wrześniu 1939 roku kiedy to ani my, ani nasi sojusznicy nie byliśmy na nią gotowi. Trzeba było przez ten czas zbroić się na potęgę i uruchomić wszystkie rezerwy na zakup broni i sprzętu we Francji. Już po roku nasz potencjał wyglądałby cokolwiek inaczej. Niestety, pewni swoich sojuszników i ufni w to, że w polityce realne znaczenie mają „wartości” i „moralna słuszność” daliśmy się wplątać w samobójczą walkę w obronie francuskich i angielskich interesów. Wszyscy wiemy, jak to się skończyło. Dlatego pamiętając o bohaterstwie naszych żołnierzy i czcząc pamięć ich walki musimy też uczyć się o błędach jakie wtedy popełniliśmy i wyciągać z nich rozumne doświadczenia na przyszłość.