piątek, 16 grudnia 2022

Inkwizycja - fakty i mity

Św. Dominik przewodniczy auto da fe. 
Obraz Pedro Berruguete (fragment, ok. 1495).

Inkwizycja - fakty i mity

W kręgu „kultury zachodniej” nie ma drugiej takiej instytucji, która cieszyłaby się równie złą sławą jak Święta Inwizycja. Od wieków oskarża się ją o wszystko, co najgorsze – dziesiątki … albo i setki tysięcy ofiar bestialsko torturowanych i palonych na stosach „za herezję” i najmniejszy nawet sprzeciw wobec Kościoła Katolickiego. Jest to wizerunek ugruntowany od wieków w „kulturze popularnej” przez tysiące tekstów, obrazów, filmów, w potocznych powiedzeniach itd. „Okrucieństwa i zbrodnie” inkwizycji są dzisiaj wręcz popkulturową „oczywistą oczywistością”, z którą nikt nawet nie próbuje polemizować …. „bo przecież każdy wie, że tak było”. Problem w tym, że wcale tak nie było, a całą sprawę zakłamano przez wieki tak totalnie, że dzisiaj tylko krytyczne odwołanie się do prac naukowych i żródłem może dać nam prawdziwy obraz instytucji i jej czynów. Spróbujmy więc pokrótce przyjrzeć się najpopularniejszym mitom związanym z działalnością katolickiej inkwizycji:
„Setki tysięcy i miliony ofiar” - w internetowych dyskusjach jako „pewnik” podaje się absolutnie fantastyczne wyliczenia dziesiątek i setek tysięcy a nawet dziesiątek i setek milionów bestialsko męczonych i mordowanych ofiar. Są to liczby nie mające żadnego oparcia w źródłach. Łatwo to sprawdzić, bo inkwizycja pozostawiła obszerne, z reguły doskonale zachowane, archiwa praktycznie w każdym kraju, w którym działała. Statycznie ujmując problem możemy stwierdzić, że na sto procesów inkwizycyjnych najwyżej jeden lub dwa kończyły się wyrokami śmierci. Realnie wykonywano tylko część z nich, ponieważ wiele procesów toczyło się zaocznie. Na około 600 lat działania inkwizycji daje nam to od 2 do 5 tysięcy poświadczonych źródłowo ofiar (oraz DOMNIEMANIE kilkunastu tysięcy) w CAŁEJ KATOLICKIEJ EUROPIE. To mniej więcej tyle ile jednego dnia padało w porządnej, średniowiecznej bitwie. Absolutna większość wyroków skazujących to była np. grzywna, publiczna pokuta, nakaz uczestnictwa w pielgrzymce lub areszt domowy. Wielokrotnie wydawano wyroki uniewinniające, kiedy oskarżenie nie potrafiło udowodnić swoich tez. Zdarzało się często, że starsi inkwizytorzy wydawali wyroki łagodzące orzeczenia nadzorowanych sądów lub nawet uniewinniali skazanych w razie stwierdzenia różnych uchybień w przewodzie.
„Bezbronność oskarżonego” - jednym z najbardziej rozpowszechnionych mitów na temat inkwizycji jest przekonanie, że oskarżenie w zasadzie równało się skazaniu, a podsądny nie miał żadnych praw wobec samowoli sądu inkwizycyjnego. Nic bardziej błędnego. Może to wydać się szokujące, ale to właśnie sądy inkwizycji realnie przywróciły do europejskiej praktyki sądowej tak oczywiste dzisiaj zasady jak np. prawo oskarżonego do obrońcy (którym mógł być tylko zawodowy prawnik). Oskarżony niezależnie od własnego przekonania MUSIAŁ korzystać z usług zawodowego obrońcy, a sąd MUSIAŁ mu go przydzielić. Oskarżenie MUSIAŁO przedstawić obronie całość materiału dowodowego, łącznie z zeznaniami i personaliami świadków potwierdzających tezy prokuratora – dla tamtej epoki była to zasada wręcz rewolucyjna. Świadkom oskarżenia groziły surowe sankcje aż do kary śmierci włącznie, w razie udowodnienia składania fałszywych zeznań. Wyrok wydawał zawodowy sędzia, ale MUSIAŁ on uwzględnić opinię ławy przysięgłych, liczącą od kilku do dwudziestu osób, wybieraną z najzacniejszych obywateli danej miejscowości. Realia były takie, że osoby tworzące taką ławę najczęściej wcale nie były zainteresowane skazaniem oskarżonego, dlatego z reguły brały jego stronę, aby jeden wyjątek nie psuł opinii grupy. Nowością wprowadzoną przez sądy inkwizycyjne był zakaz sądzenia i skazywania osób niepoczytalnych. Dlatego każdy przewód rozpoczynano od obdukcji lekarskiej, która miała stwierdzić czy oskarżony był i jest świadomy swoich czynów. Trzeba tutaj podkreślić, że odnośnie przestrzegania powyższych zasad zachowały się zarówno napomnienia papieży, jak i inkwizytorów. Przykładem może być cieszący się arcyczarną legendą hiszpański inkwizytor Tomasz Torquemada - wydał in instrukcje, w których stanowczo napominał sędziów inkwizycji, aby nie ulegali złym emocjom, łatwym uproszczeniom i pamiętali, że ich celem jest zwalczanie grzechu a nie niszczenie grzesznika.
„Tortury” - nie ma chyba takiego rodzaju tortur, którego potoczna wyobrażnia nie dopisałaby do rzekomego arsenału inkwizycji. Problem wszakże w tym, że o ile od połowy XIII wieku inkwizytorzy mogli posyłać oskarżonych na tortury (o ile nie zabronił tego medyk!) …. to nie wolno było traktować jako dowodu uzyskanych w ten sposób zeznań. Warto zauważyć jak bardzo było to odmienne od zasad i praktyki np. Prawa Magdeburskiego („niemieckiego”), w którym przyznanie się do winy wystarczyło za wszelkie dowody, a tortury za całe śledztwo. W praktyce w sądach inkwizycyjnych stosowano więc „męki” sporadycznie, a na pewno daleko rzadziej niż w ówczesnych sądach świeckich.
„Ścigano za wiedzę” - wedle potocznej opinii inkwizycja zaciekle polowała na naukowców obalających kościelne dogmaty, co miało „opóżniać rozwój nauki”. Takich przypadków było co najwyżej kilka i nie miały one realnego wpływu na naukowe dociekania Europejczyków.
Ten krótki z konieczności szkic jest tylko powierzchownym przedstawieniem tematu i zainteresowanych zdecydowanie namawiam do własnych studiów. Literatura tematu jest na tyle obszerna, że kto chce, ten na pewno coś dla siebie znajdzie. Warto trochę poczytać, choćby po to, żeby nikt nam nie wciskał oderwanych od faktów bajek – tak jak to od dawna robiono z tą sprawę. Zapewne chcielibyście na koniec zadać jedno, zasadne pytanie – skoro „Europa stosów” była faktem … a była …. to kto rozpalał te wszystkie stosy, jeżeli w zdecydowanej większości nie inkwizycja? O tym przeczytacie w kolejny odcinku.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz