czwartek, 22 grudnia 2022

Świąteczne pocztówki - cz. III

Zanim znowu zaleją nas "neutralne" ideowo i okropne estetycznie pocztówki lansowane przed .... "postęp" ......... przypomnijmy sobie jak to wyglądało jeszcze całkiem niedawno ....

Pocztówka z 1905 r.

Pocztówka bożonarodzeniowa z ok. 1920 r.

Pocztówka z 1925 r.

Pocztówka z 1931 r.

Pocztówka z 1931 r.

"Lulajże Jezuniu - lulajże lulaj! A Ty Go matulu z płaczu utulaj". 
Pocztówka z lat 30tych (?).

"Wśród nocnej ciszy głos się rozchodzi"
Pocztówka z 1938 r.

poniedziałek, 19 grudnia 2022

Świąteczne pocztówki - cz. II

 Zanim znowu zaleją nas "neutralne" ideowo i okropne estetycznie pocztówki lansowane przed .... "postęp" ......... przypomnijmy sobie jak to wyglądało jeszcze całkiem niedawno ....

Wesołych Świąt! 
Mal. M. Ichnowski (1912).

Wesołych Świąt! Mal. S. Tondos. 
Pocztówka z 1923 r. 

Wesołych Świąt! Mal. L. Stasiak. 
Pocztówka z ok. 1924 r.

Wesołych Świąt! Mal. W. Kryciński. 
Pocztówka z lat 1927-36.

Wesołych Świąt! Mal. L. Stasiak.
Pocztówka z ok. 1932 r. 

Chrystus się narodził, Wesel się narodzie! 
Mal. A. Poraj. Pocztówka z 1937 r.

Wesołych Świąt! Mal St. Ogiński. 
Pocztówka z 1938 r.

Wesołych Świąt! Mal. J. Matacz. 
Pocztówka z 1941 r.

piątek, 16 grudnia 2022

Inkwizycja - fakty i mity

Św. Dominik przewodniczy auto da fe. 
Obraz Pedro Berruguete (fragment, ok. 1495).

Inkwizycja - fakty i mity

W kręgu „kultury zachodniej” nie ma drugiej takiej instytucji, która cieszyłaby się równie złą sławą jak Święta Inwizycja. Od wieków oskarża się ją o wszystko, co najgorsze – dziesiątki … albo i setki tysięcy ofiar bestialsko torturowanych i palonych na stosach „za herezję” i najmniejszy nawet sprzeciw wobec Kościoła Katolickiego. Jest to wizerunek ugruntowany od wieków w „kulturze popularnej” przez tysiące tekstów, obrazów, filmów, w potocznych powiedzeniach itd. „Okrucieństwa i zbrodnie” inkwizycji są dzisiaj wręcz popkulturową „oczywistą oczywistością”, z którą nikt nawet nie próbuje polemizować …. „bo przecież każdy wie, że tak było”. Problem w tym, że wcale tak nie było, a całą sprawę zakłamano przez wieki tak totalnie, że dzisiaj tylko krytyczne odwołanie się do prac naukowych i żródłem może dać nam prawdziwy obraz instytucji i jej czynów. Spróbujmy więc pokrótce przyjrzeć się najpopularniejszym mitom związanym z działalnością katolickiej inkwizycji:
„Setki tysięcy i miliony ofiar” - w internetowych dyskusjach jako „pewnik” podaje się absolutnie fantastyczne wyliczenia dziesiątek i setek tysięcy a nawet dziesiątek i setek milionów bestialsko męczonych i mordowanych ofiar. Są to liczby nie mające żadnego oparcia w źródłach. Łatwo to sprawdzić, bo inkwizycja pozostawiła obszerne, z reguły doskonale zachowane, archiwa praktycznie w każdym kraju, w którym działała. Statycznie ujmując problem możemy stwierdzić, że na sto procesów inkwizycyjnych najwyżej jeden lub dwa kończyły się wyrokami śmierci. Realnie wykonywano tylko część z nich, ponieważ wiele procesów toczyło się zaocznie. Na około 600 lat działania inkwizycji daje nam to od 2 do 5 tysięcy poświadczonych źródłowo ofiar (oraz DOMNIEMANIE kilkunastu tysięcy) w CAŁEJ KATOLICKIEJ EUROPIE. To mniej więcej tyle ile jednego dnia padało w porządnej, średniowiecznej bitwie. Absolutna większość wyroków skazujących to była np. grzywna, publiczna pokuta, nakaz uczestnictwa w pielgrzymce lub areszt domowy. Wielokrotnie wydawano wyroki uniewinniające, kiedy oskarżenie nie potrafiło udowodnić swoich tez. Zdarzało się często, że starsi inkwizytorzy wydawali wyroki łagodzące orzeczenia nadzorowanych sądów lub nawet uniewinniali skazanych w razie stwierdzenia różnych uchybień w przewodzie.
„Bezbronność oskarżonego” - jednym z najbardziej rozpowszechnionych mitów na temat inkwizycji jest przekonanie, że oskarżenie w zasadzie równało się skazaniu, a podsądny nie miał żadnych praw wobec samowoli sądu inkwizycyjnego. Nic bardziej błędnego. Może to wydać się szokujące, ale to właśnie sądy inkwizycji realnie przywróciły do europejskiej praktyki sądowej tak oczywiste dzisiaj zasady jak np. prawo oskarżonego do obrońcy (którym mógł być tylko zawodowy prawnik). Oskarżony niezależnie od własnego przekonania MUSIAŁ korzystać z usług zawodowego obrońcy, a sąd MUSIAŁ mu go przydzielić. Oskarżenie MUSIAŁO przedstawić obronie całość materiału dowodowego, łącznie z zeznaniami i personaliami świadków potwierdzających tezy prokuratora – dla tamtej epoki była to zasada wręcz rewolucyjna. Świadkom oskarżenia groziły surowe sankcje aż do kary śmierci włącznie, w razie udowodnienia składania fałszywych zeznań. Wyrok wydawał zawodowy sędzia, ale MUSIAŁ on uwzględnić opinię ławy przysięgłych, liczącą od kilku do dwudziestu osób, wybieraną z najzacniejszych obywateli danej miejscowości. Realia były takie, że osoby tworzące taką ławę najczęściej wcale nie były zainteresowane skazaniem oskarżonego, dlatego z reguły brały jego stronę, aby jeden wyjątek nie psuł opinii grupy. Nowością wprowadzoną przez sądy inkwizycyjne był zakaz sądzenia i skazywania osób niepoczytalnych. Dlatego każdy przewód rozpoczynano od obdukcji lekarskiej, która miała stwierdzić czy oskarżony był i jest świadomy swoich czynów. Trzeba tutaj podkreślić, że odnośnie przestrzegania powyższych zasad zachowały się zarówno napomnienia papieży, jak i inkwizytorów. Przykładem może być cieszący się arcyczarną legendą hiszpański inkwizytor Tomasz Torquemada - wydał in instrukcje, w których stanowczo napominał sędziów inkwizycji, aby nie ulegali złym emocjom, łatwym uproszczeniom i pamiętali, że ich celem jest zwalczanie grzechu a nie niszczenie grzesznika.
„Tortury” - nie ma chyba takiego rodzaju tortur, którego potoczna wyobrażnia nie dopisałaby do rzekomego arsenału inkwizycji. Problem wszakże w tym, że o ile od połowy XIII wieku inkwizytorzy mogli posyłać oskarżonych na tortury (o ile nie zabronił tego medyk!) …. to nie wolno było traktować jako dowodu uzyskanych w ten sposób zeznań. Warto zauważyć jak bardzo było to odmienne od zasad i praktyki np. Prawa Magdeburskiego („niemieckiego”), w którym przyznanie się do winy wystarczyło za wszelkie dowody, a tortury za całe śledztwo. W praktyce w sądach inkwizycyjnych stosowano więc „męki” sporadycznie, a na pewno daleko rzadziej niż w ówczesnych sądach świeckich.
„Ścigano za wiedzę” - wedle potocznej opinii inkwizycja zaciekle polowała na naukowców obalających kościelne dogmaty, co miało „opóżniać rozwój nauki”. Takich przypadków było co najwyżej kilka i nie miały one realnego wpływu na naukowe dociekania Europejczyków.
Ten krótki z konieczności szkic jest tylko powierzchownym przedstawieniem tematu i zainteresowanych zdecydowanie namawiam do własnych studiów. Literatura tematu jest na tyle obszerna, że kto chce, ten na pewno coś dla siebie znajdzie. Warto trochę poczytać, choćby po to, żeby nikt nam nie wciskał oderwanych od faktów bajek – tak jak to od dawna robiono z tą sprawę. Zapewne chcielibyście na koniec zadać jedno, zasadne pytanie – skoro „Europa stosów” była faktem … a była …. to kto rozpalał te wszystkie stosy, jeżeli w zdecydowanej większości nie inkwizycja? O tym przeczytacie w kolejny odcinku.





Świąteczne pocztówki - cz. I

Zanim znowu zaleją nas "neutralne" ideowo i okropne estetycznie pocztówki lansowane przed .... "postęp" ......... przypomnijmy sobie jak to wyglądało jeszcze całkiem niedawno ....

Kolęda. Rys. J. Kossak.

Boże Narodzenie. Rys. J. Kossak.

Wigilia. Rys. J. Kossak.

Choinka sieroty. Według rysunku K. Pillatego (1878).

Kolęda. Rysunek oryginalny Piotra Stachiewicza. 
Tygodnik Ilustrowany 1887 r.

Boże Narodzenie. 
Ryt. S. Ostoja - Chrostowski (1934).

Wigilia żołnierza. 
Ryt. S. Ostoja - Chrostowski (1934).

Wesołych Świąt! Pocztówka z 1922 r.

Wesołych Świąt. Mal. A. Setkowicz. 
Pocztówka z 1936 r.

Z życzeniami Wesołych Świąt Bożego Narodzenia! 
Pocztówka z ok. 1937 r.

Wesołych Świąt! Pocztówka z lat 30tych. 
Malował W. Poraj - Chlebowski.

środa, 14 grudnia 2022

Wojna na Ukrainie - rosyjska "logika"

 

Wojna na Ukrainie - rosyjska "logika"

Schematy rosyjskiej propagandy w kwestii inwazji na Ukrainę są bardzo proste:

1. Rosja sama nigdy na nikogo nie napada.
2. Kiedy Rosja na kogoś napada to tylko się broni, wyzwala, niesie bratnią pomoc albo walczy z nazizmem.
3. Każda obrona przed rosyjską obroną jest agresją wobec Rosji i nazizmem.
4. Każda pomoc ofiarom napadniętym przez rosyjską obronę jest agresją wobec Rosji i nazizmem.
5. Każdy ma prawo być niewolnikiem RuSSkiego Miru.
6. Każdy kto nie chce być niewolnikiem RuSSkiego Miru jest wrogiem Rosji i nazistą.
7. WSZYSTKIEMU WINNI SĄ POLACY.

sobota, 3 grudnia 2022

Kadłubek o rządach i miłości Ojczyzny ...

Wincenty Kadłubek.
Ryt. J. Ligber (1803).

"Źle innym rozkazuje, kto sam sobie nie nauczył się rozkazywać; nie jest bowiem godzien zwycięskiej chwały ten, nad którym zgraja namiętności triumfuje".

"Czego podejmujemy się z miłości ojczyzny, miłością jest, nie szaleństwem, męstwem, nie zuchwałością; bo mocna jest miłość jak śmierć...”.

"Kronika Polski" (łac.Historia Polonica) Wicentego Kadłubka (pocz. XIII wieku) - odpowiedź Aleksandrowi Macedońskiemu.

poniedziałek, 28 listopada 2022

Powstanie listopadowe – trudne pytania

Bitwa pod Kuflewem (25 kwietnia 1831 r.). 
Fotografia obrazu J. Kossaka.

Powstanie listopadowe – trudne pytania

Powstanie Listopadowe ukształtowało polski XIX wiek. Gdyby się nie wydarzyło, gdybyśmy zachowali tą namiastkę państwowości z własnym prawem, z polskimi urzędami i wojskiem … wiele spraw potoczyłoby się zupełnie inaczej. Warto więc zadać pytanie … czy mogliśmy uniknąć tego powstania? Odpowiedź jest moim zdaniem prosta – wobec polityki Rosji praktycznie nie było takiej szansy.
Królestwo Polskie od 1815 roku było autonomią w składzie Imperium Rosyjskiego. Połączone było unią personalną (car był jednocześnie królem), ale miało własny ustrój prawny (całkiem liberalny jak na epokę), samorząd, pieniądz i armię. Niestety problem w tym, że Rosjanie bardzo szybko zaczęli łamać własne przysięgi i stopniowo ograniczać autonomię Królestwa. Przyczyna takiego postępowania była prozaiczna – oni zwyczajnie nie wiedzieli jak mają postępować w tej sprawie. Wprawdzie na fali entuzjazmu po zwycięstwie nad Napoleonem stworzyli Królestwo Polskie pod rosyjskim panowaniem, ale później … chyba lekko przestraszyli się swojego dzieła, kulturowo pod każdym względem całkowicie im obcego. Bardzo szybko zaczęli reagować tak, jak to mieli w zwyczaju – coraz bardziej „przykręcając śrubę”. Szybko popsuło to nastroje wśród Polaków i doprowadziło do utworzenia konspiracji niepodległościowych. Kiedy po śmierci cara Aleksandra I na tron wstąpił jego brat Mikołaj I kurs na ograniczanie polskiej autonomii jeszcze przybrał na silę. Do wybuchu doszło jednak dopiero wtedy, kiedy sytuacja geopolityczna zdawała się zmierzać do wywrócenia układu rządzącego Europą. 17 października 1830 roku car wydał rozkaz alarmowej mobilizacji dla wojska polskiego i rosyjskiego. Skojarzono to od razu z pogłoskami o planowanym użyciu polskich dywizji do stłumienia rewolucji w Belgii a być może i we Francji. Potwierdziło je wydane trzy dni później polecenie przygotowania finansów Królestwa na wypadek wojny. W tej sytuacji, wobec ostrzeżeń o dekonspiracji i przygotowywanych aresztowaniach oraz o upadku prorosyjskiego rządu w Anglii spiskowcy ze Szkoły Podchorążych Piechoty uznali, że to ostatni moment na rozpoczęcie walki. Czy można mieć pretensje do tych młodych oficerów o to, że nie chcieli iść walczyć i ginąć za obcą sobie sprawę przeciwko tym, z którymi z całego serca się solidaryzowali?
Inicjatorów Powstania trudno potępiać za jego sam jego wybuch, jednak ich wielkim grzechem było to, że rozpoczęli walkę … nie mając praktycznie żadnych, sensownych planów. Nie było przywódców, którzy mogliby poprowadzić armię i naród. Wogóle nie było koncepcji jak to wszystko rozegrać po opanowaniu Warszawy. Spiskowcy zakładali, że wystarczy ruszyć i „wielcy w narodzie” przejmą sprawę. Wyszło dokładnie odwrotnie, bo to owi „wielcy” w pierwszych dniach robili raczej wszystko żeby zgasić a nie rozpalić Powstanie. Podchorążowie wierzyli również, że „cywilizowana Europa” stanie w naszej obronie, bo przecież „słuszność moralna za nami”. Wiara w „pomoc Zachodu” i słuszność „słuszności moralnej” była i chyba wciąż jest chorobą polskiego postrzegania geopolityki. W 1830 roku główni gracze polityki europejskiej w ogóle nie byli zainteresowani wojną z Rosją o „sprawę polską”. Anglia rozgrywała swoją politykę równowagi, w której Rosja miała równoważyć wpływy Francji, która z kolei nie wystąpiłaby w obronie Polaków bojąc się odtworzenia antyfrancuskiej koalicji. Cesarstwo Austriackie, mające pod swoim panowaniem różne ludy z oczywistych przyczyn nie było zainteresowane wspieraniem polskich niepodległościowych aspiracji. Królestwo Prus było nam zdecydowanie wrogie jako posiadacz zagrabionego w czasie rozbiorów Pomorza i Wielkopolski. Dlatego spodziewanie się że ktokolwiek nam pomoże było bardzo, bardzo naiwne.
Powstanie Listopadowe zostało sprowokowane przez rosyjską politykę wprost zmierzającą do likwidacji polskiej autonomii. Jeżeli uznamy, że nie można potępiać inicjatorów tego zrywu, bo de facto nie mieli innego wyjścia, to trzeba jeszcze zadać pytanie – czy mogli to wszystko inaczej rozegrać? Przede wszystkim powinni byli przygotować porządne plany i zawczasu znaleźć dowództwo. Brak wodza zdolnego poprowadzić powstańców do walki o wszystko był tragedią tego Powstania. Chłopicki na początku otwarcie je sabotował, a kiedy przekonał się do sprawy ciężka rana wyłączyła go z walki. Skrzynecki nie miał ani wiary w zwycięstwo, ani kompetencji, a jego postępowanie w czasie „wyprawy na Gwardie” możemy w zasadzie uznać za zdradę. Doprowadzając do klęski w tej kampanii ostatecznie przekreślił szanse Powstania. Generalnie zawiodło dowództwo wojskowe, ale też  przywództwo polityczne. Wielkim, skrajnie nieodpowiedzialnym błędem była detronizacja cara jako polskiego króla. Mogliśmy przetrwać ten konflikt tylko zachowując unię personalną z Rosją. Zamiast siłą zmusić cara do rewizji polityki i potwierdzenia polskiej autonomii (co było realne) odebraliśmy mu koronę … dając  tym samym wolne pole do siłowej interwencji i okrutnych represji. W polityce trzeba działać na zimno. Detronizacja cara była epickim gestem …. ale sprowadziła KATASTROFĘ.
Reasumując – Powstania Listopadowego raczej nie dałoby się uniknąć, choć na pewno mogliśmy rozegrać je inaczej. Cóż w takim razie powinniśmy zrobić pamięcią tego zrywu? Czcić Bohaterów i wyciągać nauki z ich błędów.
Tak na marginesie – ciekawe czy Belgowie w ogóle wiedzą, że istnienie swojego państwa zawdzięczają polskim powstańcom, którzy zablokowali rosyjską interwencję ….?

sobota, 15 października 2022

"Brudne średniowiecze"

Wieczerza w łaźni. Miniatura z XV wieku.

Jak powszechnie wiadomo "średniowiecze było brudne" a następne epoki przyniosły w kwestii higieny znaczący postęp. Tak głosi popularny mit. Problem w tym, że było dokładnie odwrotnie. Średniowiecze jak na współczesne standardy nie było epoką czystą. Na pewno nie było jednak tak brudne jak to sobie potocznie wyobrażamy. Słowianie, jeszcze w czasach przedchrześcijańskich, chętnie korzystali z łaźni parowej, mieli przy domostwach miejsca ustępowe, pielęgnowali włosi i czyścili przyodziewek. podobnie było na Zachodzie. Stosowano tam wprawdzie zwykłe łaźnie a z miejscami ustępowymi różnie bywało, ale generalnie starano się raczej chodzić czysto niż brudno. Potem przyszło Odrodzenie...
Łaźnie już pod koniec Średniowiecza były na Zachodzie zwalczane jako przybytki "swobody obyczajowej". Łatwość pozyskiwania czystej bielizny uraz upowszechnienie środków zapachowych doprowadziły do tego, że nawet arystokraci myli się znacznie rzadziej niż dotąd. Przejawem czystości była nie kąpiel tylko czysta bielizna i perfumy. Przykładem ekstremalnym, ale dającym pewne pojęcie o swoich czasach, był Ludwik XIV. Sławny "Król Słońce" wręcz szczycił się tym, że .... nigdy się nie kąpał. Ubikacje Francuzi pierwszy raz zobaczyli chyba dopiero na krakowskim Wawelu. Zanim takie przybytki szerzej upowszechniły się w ich rezydencjach to po prostu wypróżniali się gdzie popadło, ze szczególnym uwzględnieniem kominków. Tak na marginesie - konfrontacja z takimi realiami bywała ciężkim szokiem dla polskich posłów, od zawsze przyzwyczajonych do innych praktyk. 
Generalnie rzeczywisty postęp w kwestii higieny przyniósł dopiero XIX wiek wraz z rozwojem medycyny oraz sieci wodociągowych. Tak często szkalowane za "brud" Średniowiecze" naprawdę wypada na tym tle całkiem nieźle, a na pewno nie tak źle jak epoki które potocznie uważamy za "czasy postępu". 

niedziela, 21 sierpnia 2022

Kościół w polskiej historii - Chrzest

Zaprowadzenie chrześcijaństwa.
Mal. J. Matejko. 

Kościół w polskiej historii 
Chrzest

W lewicowym „pisaniu historii” Polski szczególnie zaciekle atakowany jest Kościół katolicki. Zaczyna się już od samego Chrztu księcia Mieszka I. Czy słusznie? Daruję sobie komentowanie „turbosłowiańskich”bajeczek o tym, jakoby tym aktem Mieszko miał zniszczyć „Wielkie Imperium Lechickie”. Rozpatrzmy za to, czy książę mógł postąpić inaczej i co nam dał jego chrzest. Oczywiście mógł postąpić inaczej. Skutek byłby taki, że dzisiaj by nas po prostu nie było. Plemienne, pogańskie państewko nie utrzymałoby się długo. Już sojusz czesko – wielecki wprost zagrażał jego przetrwaniu a w tle było jeszcze Cesarstwo. Historia Polski skończyłaby się zanim jeszcze na dobre się zaczęła. Mieszko żeniąc się z Dobrawką rozerwał ten niebezpieczny sojusz zmieniając zaciekłego wroga w sojusznika. Sam Chrzest – zgodnie z ówczesną praktyką uważany za akt wagi państwowej – miał skutki tyleż wstrząsające co absolutnie długofalowe. Przede wszystkim sam Mieszko pogańskim władyką, ale stał się teraz władcą chrześcijańskim, geopolitycznym partnerem dla władców Europy. Teraz można było się już z nim układać i trzeba było – przynajmniej w teorii – dotrzymywać tych układów. Tylko jako chrześcijański książę Mieszko mógł toczyć własną grę za zachodnimi granicami i zostać „przyjacielem cesarza”. Miało to tym większe znaczenie, że utworzenie biskupstwa zależnego tylko od Rzymu ogromnie wzmocniło polityczną suwerenność naszego księstwa i było dla niego otwartą drogą do stania się królestwem. Dla dopiero co utworzonego państwa były to atuty na wagę przetrwania. Chrzest władcy i tworzenie niezależnych struktur kościelnych włączyły Polskę w krąg cywilizacji łacińskiej. Czy trzeba dzisiaj wciąż tłumaczyć jak wielkie to miało skutki dla naszej kultury? Pytanie niestety retoryczne. Po pierwsze dzięki Kościołowi powstała u nas kultura słowa pisanego. Na razie było to tylko słowo łacińskie, ale to łacina była wspólnym językiem ówczesnych europejskich elit. Nagle mogliśmy czytać wszystko i być czytanymi bez żadnych problemów. Budowanie kościołów i klasztorów rozwijało architekturę i sztukę. To Kościół tworzył w Polsce pierwsze szkoły, również wyższe, dzięki którym przychodziło do nas zachodnie prawo, zachodnia filozofia i myśl społeczna. Dzięki klasztorom rozwijały się nowe, efektywniejsze sposoby gospodarowania. Wszystko to budowało fundamenty młodego państwa, rozwijało go i dawało szanse na przeżycie w najcięższym geopolitycznie punkcie Europy. Czy można Mieszka winić za to wszystko? Kolejne pytanie retoryczne, bo jak widać po wielu dyskusjach niestety można.
Niektórzy twierdzą że książę mógł przyjąć Chrzest od Bizancjum. Mógł … tylko co by mu to realnie dało? W dłuższej perspektywie … nic. Żadnego zabezpieczenia ani wsparcia z Zachodu. Wpisałby za to Polskę w krąg kultury która niedługo później na wieki faktycznie zatrzymała się w rozwoju. Zdecydowanie wątpię żebyśmy przetrwali coś takiego. 
Mieszko I podjął odważną i mądrą decyzję. Długofalowe skutki jego Chrztu faktycznie stworzyły Polskę. Winniśmy mu za to wdzięczną pamięć a nie idiotyczne oskarżenia o niebyłe winy.  


poniedziałek, 18 lipca 2022

Zygmunt Krasiński o polityce Rosji

Zygmunt Krasiński
Fot. K. Beyer (przed 1859 r.).

List do przyjaciela Henry‘ego Reeve’a z 1832 roku (fragmenty):
„Biada tym, co nic nie umieli przewidzieć, co pozwolili ludożercom tańczyć wokół swoich ofiar i nie pośpieszyli im z pomocą; co złożyli nadzieję w handlu, co zawierzyli ekonomii politycznej. Wszyscy oni zginą, wszyscy! (...)  
„Moskwa czyha na rozkład cywilizacji zachodniej – czeka, aż wojnami domowymi, bratobójstwem społecznym osłabnie Europa – aż świat wszystek, znękany krwi upływem niezmiernym i ubytkiem równie wielkim prawości, z mordów przerzuciwszy się w sprzedajność i zepsucie, aż sam świat, mówię, zawezwie ją do siebie, podda się jej – wtedy azjatycką stopą nastąpi na Europę i knut da do pocałowania suchotnikom europejskim, znędzniałym, wycieńczonym, leżącym na gruzach dymiących, śród kałuż czerwonych! Poniżona natura ludzka wielu przerażeniami, chora z utraty zmysłu ku cnocie, nie odmówi żadnego pocałunku. Wtedy Moskwa przekonana, że się jej nic nie oprze, pewna, że wszystkie proroctwa Piotra Wielkiego spełnione, zacznie grasować, a tak obmierźle i nie po ludzku, że obudzi ostatnią rozpacz w Europie”.

Memoriał do Guizota (francuskiego ministra spraw zagranicznych) z 1847 roku (fragment):
„Przecisnąć się do Europy, zatknąć swoje zwycięskie orły na kupach gruzów i zwalisk albo na kupach błota, nagromadzonych przez podłość jednych, przez nieudolność drugich, przez niezgodę wszystkich”

Artykuł w "Gościu"
Strona Krasińskiego na Wikipedii

"O charakterze zaborów rosyjskich" - Maurycy Mochnacki

Maurycy Mochnacki.
Ryt. S. Łukomski.

"W tym zawsze jednakowym trybie postępowania polityka carów ma trzy oddzielne epoki. W pierwszej podburzają, zakładają miny w środku sąsiedzkiego kraju, który życzą sobie opanować. Jest to czas niewidomych wpływów, przekupstw, obietnic. W drugiej występują jawnie z interwencją: nasamprzód gwarantują, potem protegują nieszczęśliwego sąsiada, zawsze na jego własne żądanie. W Szwecji poddani wzywali pośrednictwa moskiewskiego, w Polsce król na czele wielkich panów, w Turcji sam sułtan. Jest to czas mamienia zachodnich dworów. Dyplomatyka moskiewska wśród tych okoliczności rozwija swe talenty w Europie; wysławia bezinteresowność cara, wspaniałomyślność, zamiłowanie pokoju. Zaczepnym poruszeniom wojsk jego nadaje słuszne pozory; zaś Berlin i Wiedeń częścią oszukać, częścią do pewnego udziału w rozboju wciągnąć usiłuje. Gdy tym kształtem zabór bez zwycięstw, bez rozlewu krwi, bez żadnego niebezpieczeństwa, w połowie do skutku przyszedł, wtedy dopiero, to jest w trzeciej i ostatniej epoce polityka moskiewska zaczyna być zachowawczą, konserwatorską. Wtedy to carowie uśmierzają bunty, zaludniają Syberię wichrzycielami porządku, jednym słowem rządzą krajem, który podług wyrazów ich gazety powinien się mieć za szczęśliwego, że straciwszy niepodległość pełną wewnętrznych zaburzeń, składa część cesarstwa wszech Rosji".

Maurycy Mochnacki, "O charakterze zaborów rosyjskich", 1833.

sobota, 25 czerwca 2022

Kościuszko przeciwko Kościołowi?

Tadeusz Kościuszko.
Mal. K. Wojniakowski.
Kościuszko przeciwko Kościołowi?

Swoje antykościelne obsesje lewica stara się czasem podpierać historią … ale praktycznie za każdym takim razem wyłazi z niej historyczny analfabetyzm. Chętnie posługują się np. fragmentami listu Tadeusza Kościuszki do księcia Adama Czartoryskiego z 1814 roku. Napisał w nim min. „Kościół winien być oddzielony od państwa, nie wolno mu zajmować się kształceniem młodzieży. Naród winien być panem własnego losu i jego prawa powinny być nadrzędne wobec praw Kościoła. Żadna religia nie może im przeczyć, odwołując się do prawa boskiego, przeciwnie, każda religia powinna być posłuszna prawom ustanowionym przez naród”. Tak, to napisał TEN Kościuszko, którego czcimy jako Bohatera Narodowego. Miał poglądy radykalnie antykościelne … tylko co z tego? Polski problem z wielkimi postaciami naszej historii polega z grubsza na tym, że albo traktujemy je absolutnie bezmyślnie i bałwochwalczo … albo próbujemy mieszać je z gnojem. Niestety jedno i drugie jest równie głupie i arcyszkodliwe. Nasi Bohaterowie byli przede wszystkim ludźmi, ze wszystkimi swoimi wielkościami i słabościami. Tadeusz Kościuszko to znakomity inżynier wojskowy, dobry dowódca, charyzmatyczny przywódca … ale też niestety marny polityk, w ogóle nie ogarniający geopolitycznego klinczu, w którym I Rzeczpospolita znalazła się pod koniec swojego istnienia. Powstanie Kościuszkowskie było bohaterskim … SAMOBÓJSTWEM, od początku nie mającym żadnych szans na powodzenie. Mimo tej klęski bilans dokonań Naczelnika jest taki, że NALEŻY MU SIĘ PAMIĘĆ I CZEŚĆ – co do tego nie ma żadnego sporu. Jednak jego poglądy na różne sprawy trzeba traktować rozumnie i analizować KRYTYCZNIE. Kościuszko nie wystawił sobie dobrego świadectwa owym listem do Czartoryskiego i jego ślepym na wszystko antyklerykalizmem. Nie popisał się zdolnością przewidywania, a historia surowo zweryfikowała jego pomysły. Gdyby idee Kościuszki zostały w praktyce zrealizowane, gdyby Kościół Katolicki został zamknięty w kruchcie … to nigdy nie przetrwalibyśmy zaborów jako wspólnota narodowa i nigdy nie odbudowalibyśmy suwerennej Rzeczypospolitej. Kiedy nie było polskiego państwa, polskich urzędów, wojska i szkół, to przede wszystkim Kościół był największą publiczną ostoją polskości. To on był fundamentem polskiej tożsamości i spoiwem wspólnoty, która oparła się zarówno germanizacji jak i rusyfikacji. Gdyby nie to …... dzisiaj by nas po prostu nie było. To nie jest absolutnie tak, że Kościuszko w swojej generalnej krytyce Kościoła w ogóle nie miał racji. Część jego ocen była niestety zasadna, jednak w generalnych postulatach poszedł zdecydowanie za daleko.
Kościuszko w swoim stosunku do religii był dzieckiem epoki, której elity otwarcie głosiły, że należy odrzucić „prawo boskie” dla prymatu prawa stanowionego przez naród. Doskonale wiedział czym to się skończyło owo „wyzwolenie człowieka spod boskiej kurateli” w czasie „Rewolucji Francuskiej” - obłędnie krwawą, nieludzko okrutną rzezią …. „w imię postępu”. Świadomy tych bestialstw jeszcze w czasie Powstania pisał „Nie francuską robimy rewolucję”. Czyżby zapomniał o tym na stare lata? My, dzieci XX wieku, wiemy że odrzucenie przekonania o istnieniu uniwersalnego prawa moralnego (zwanego przez wierzących „prawem boskim”), nadrzędnego wobec praw stanowionych, stało się fundamentem najgorszych totalitaryzmów i największych zbrodni tamtego stulecia. Czy Kościuszko powinien to przewidzieć? Może i tak (Rewolucja Francuska!) …. ale nie zapominajmy, że przede wszystkim był wojskowym, a nie filozofem czy naukowcem. Wierzył w porządek - dyscyplinę, organizację i matematykę. Jego epoka dała mu wiarę w siłę i wyższość człowieka. Nie ..... na pewno nie potępię go za to, że nigdy się z tej wiary nie wyleczył.
Tak na marginesie – Naczelnik był żarliwym patriotą. Oddał swoje najlepsze lata Rzeczypospolitej. Wierzył w naród, w nadrzędność i walczył o to, żeby wspólnota narodowa objęła wszystkie stany. Dzisiaj lewica takich jak Kościuszko nazywa w najlepszym razie nacjonalistami …. a coraz chętniej „faszystami”. To jak to jest szanowna lewico? Nacjonalista jest waszym … autorytetem, bo popełnił mocno nieprzemyślany tekst przeciwko tym, których tak obsesyjnie nienawidzicie?
Posługując się historią we współczesnych sporach trzeba przede wszystkim znać tą historię i starannie wybierać wątki. Bez elementarnej rozwagi wychodzi tak jak w tym przypadku … trochę śmiesznie … trochę strasznie … a przede wszystkim GŁUPIO. 

Honor w polityce?

Józef Piłsudski

Honor w polityce?
(tekst z 2017)

Do wybuchu II wojny światowej polska inteligencja miała korzenie przede wszystkim szlacheckie. W pierwszej połowie XIX wieku to właśnie z tysięcy „białych dworków” wyszło jej pierwsze, nowoczesne pokolenie. Ze swoich domów wynieśli zarówno siłę, jak i słabość. Siłą było wspaniałe, przebogate dziedzictwo kultury I Rzeczypospolitej, dające im tak szerokie horyzonty i unikalne postrzeganie świata. Siłą był też żarliwy, nieprzekupny i gotowy na każde poświęcenie patriotyzm. Dla odbudowy wolnej Ojczyzny szli na wszystko, zgodnie ze starą dewizą swoich rycerskich przodków „amor patriae nostra lex” (miłość Ojczyzny naszym prawem). Byli jej zawsze wierni bez względu na cenę, jaką przyszło im za to płacić. Z drugiej strony to również ten sam kult rycerskiego dziedzictwa był wielką słabością polskiej inteligencji – brak realnego zrozumienia reguł rządzących międzynarodową polityką. Postrzegaliśmy ją nieledwie jako wyidealizowany turniej rycerski, w którym liczą się „cnoty” - honor, prawość, wierność, w którym paktów przestrzega się zawsze i bez względu na wszystko, w którym „prawda zawsze się obroni” a w naszej „walce za naszą i waszą” nigdy nie będziemy osamotnieni. Kiedy zaczęło formować się nowoczesne społeczeństwo szeregi polskiej inteligencji w coraz większym stopniu uzupełniali przedstawiciele innych grup społecznych. Synowie mieszczan i chłopów wchodzili jednak w świat pojęć ukształtowany przez swoich szlacheckich poprzedników, przyjmowali jego moralność za własną i tak samo postrzegali rzeczywistość międzynarodową. Wyjątkiem był ruch narodowy, który dzięki takim działaczom jak np. Dmowski potrafił realnie oceniać rzeczywistość.
Stara polska inteligencja została zmasakrowana w czasie II wojny światowej celowymi represjami zarówno Niemców jak i Sowietów. Dalej przyszły represje okresu stalinowskiego, szczególnie bezwzględne wobec niedobitków endecji i okazało się, że nasza inteligencja była budowana praktycznie od nowa. „Kiedy odzyskaliśmy niepodległość” okazało się jednak, że chociaż „komuna” dramatycznie przeorała naszą narodową świadomość to tamto stare dziedzictwo naszej XIX wiecznej inteligencji wciąż siedzi w nas mocniej niż ktokolwiek mógłby się spodziewać. Wciąż nie rozumiemy polityki międzynarodowej. Aby się o tym przekonać wystarczy poczytać np. internetowe komentarze. Po wieloletniej lekturze tysięcy takich tekstów mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że patrzymy na świat tak samo, jak nasi przodkowie, którzy w XIX wieku szli do Powstań ze świętym przekonaniem, że Europa pomoże bo przecież „racja jest po naszej stronie”. Wciąż mówimy przy takich okazjach dużo o honorze, wierności bez względu na wszystko, o godności, „wartościach”, odwiecznych przyjaciołach i odwiecznych wrogach itd. itp. Chociaż w większości jesteśmy potomkami mieszczan i chłopów, to wciąż wydaje się nam, że światem rządzą takie reguły, jakie chcieli w nim widzieć ci, którzy w XIX wieku jednoczyli Polaków jako nowoczesny naród. O intelektualnym dziedzictwie ruchu narodowego po dekadach propagandowej orki praktycznie zapomnieliśmy. Dopiero w ostatnich latach myśli Dmowskiego i innych publicystów powoli przebijają się do szerszej świadomości Polaków. Wszystko to jednak idzie straszliwie wolno. Naprawdę nie wiem, dlaczego tak wciąż jest. Historia kilka razy mocno pokazała nam, że światem rządzą jednak zupełnie inne reguły. Aż tak bardzo nie potrafimy uczyć się na własnych doświadczeniach?
Polityka międzynarodowa to tylko gra interesów i nic więcej. Określa ją prosty bilans zysków oraz strat i to wyłącznie on warunkuje przestrzeganie każdej umowy. Nie ma w tym honoru, szlachetnej rycerskości, wierności i tych wszystkich wielkich pojęć, które tak chętnie chcemy tam widzieć. Nikt nikomu nic nie daje w tym świecie za darmo „w imię wyższych wartości” … chyba, że mu się to z bardzo konkretnych powodów opłaca. Nikt nie będzie tutaj za nikogo walczył „w imię dobra” …. o ile nie znajdzie w tym bardzo wymiernych korzyści. Nikt nie będzie nam bezwzględnie wierny nawet w najgorszej sytuacji …. jeżeli nie będzie miał w tym bardzo mocnego interesu. Wyliczać tak mógłbym długo.
Oczywiście zawsze mogą w tej grze wyskoczyć „modyfikatory” ludzkiej głupoty, chciwości i żądzy władzy. Nie zmienia to jednak zasadniczej konkluzji co do głównych zasad. Warto też pamiętać, że to co widzimy na ekranach telewizorów to z reguły tylko teatrzyk dla „mięsa wyborczego”. Najważniejsze sprawy zawsze załatwia się za zamkniętymi drzwiami.
Pozwolę sobie zakończyć cytatem, który doskonale podsumowuje ten temat:
„Polityka każda i praca każda oparta jest na prostej, brutalnej zasadzie, gdzie robić trzeba wszystkie wysiłki, aby zwyciężyć, i wówczas warte jest tylko to, co zwycięstwu pomaga, a bez wartości jest to, co ani ziębi, ani grzeje”.
Józef Piłsudski - przemówienie na zjeździe legionistów w Krakowie 6 sierpnia 1922 r.

Jesteśmy wyjątkowi? OCZYWIŚCIE!

Królewski chorąży z początku XVII wieku. 
Fragment "Rolki Sztokholmskiej".

Jesteśmy wyjątkowi?

Oczywiście że tak! Wielkim, absolutnie karygodnym, błędem naszego nauczania historii jest wbijanie dzieciom i młodzieży że „jesteśmy tacy sami” (w domyśle - „jak reszta Europy”). Nigdy nie byliśmy i obyśmy nigdy nie byli. Każdy naród i każde państwo powstaje przez wyjątkowe okoliczności, które kształtują jego historię i kulturę. Dlatego każdy jest na swój sposób inny i tego nie da się całkowicie zniweczyć nawet kilkoma dekadami ideologicznej orki. Nie inaczej jest z nami.
Powstaliśmy jako państwo na granicy dwóch światów. Z jednej strony Cesarstwo i chrześcijańska Europa, z drugiej od niedawna też chrześcijańska ale idąca już swoją drogą Ruś. Wystartowaliśmy później niż sąsiedzi, ale szybko zaczęliśmy nadrabiać zaległości i zawsze mogliśmy czerpać z większego bogactwa źródeł. Najpierw były to wpływy skandynawskie i niemieckie, ale szybko doszły italskie czy nawet arabskie (za pośrednictwem Żydów). Z Rusią mieliśmy szerokie kontakty już za pierwszych Piastów. Za ostatnich ich owoce były już wyraźnie widoczne, zwłaszcza na wschodzie Królestwa Polskiego. Potem „poszło już z górki”. Żydzi (największa diaspora w Europie), Ormianie (którzy stworzyli nam unikalny styl sarmacki), Tatarzy, masy Niemców, zapomniane dzisiaj a zasłużone rzesze Szkotów, Italczycy, Francuzi, „Olendrzy” … i tak dalej. Polska kultura na tym skrzyżowaniu szlaków przez nasze centrum Europy stała się niepowtarzalnym zjawiskiem, którego wyjątkowego bogactwa … sami dzisiaj nie znamy i nie rozumiemy. Życie na styku światów odbijało się nie tylko na kulturze materialnej, ale też na każdym innym aspekcie rzeczywistości. Praktycznie od zawsze walczyliśmy inaczej niż reszta Europy. Szybko nauczyliśmy się łączyć styl zachodni ze strategią i taktyką Wschodu. W ten sposób ukształtowała się np. nasza superjazda – husaria i jej sławni następcy - ułani. Nasza kultura polityczna szybko poszła własną drogą. Rozwój praw obywatelskich i parlamentaryzmu przełożył się głęboko na strukturę społeczną i obyczaje przestrzeni publicznych. W Polsce było po prostu więcej ludzi wolnych, obdarzonych prawami politycznymi niż w dowolnym kraju ówczesnej Europy. Fakt, że z czasem poszło to w złym kierunku i skończyło się katastrofą, ale to było i odcisnęło na nas piętno nie do zatarcia – tak w tym co dobre jak i co złe. Zawsze inaczej traktowaliśmy kobiety. Społeczna pozycja Polek szybko stała się ewenementem, zauważalnym i komentowanym jak Europa długa i szeroka. Tak na marginesie – komentowanym z reguły zdecydowanie nieprzychylnie, na Wschodzie i na Zachodzie. Nie wiem skąd to się wzięło. Niektórzy łączą ten społeczny i kulturowy unikat z wyjątkowym rozpowszechnieniem się w Polsce kultu maryjnego. Jakkolwiek się to zaczęło realia życia w środku Europy też zrobiły swoje. Polki zawsze były nie tylko piękne, ale też po prostu musiały być extra silne i zaradne żeby przeżyć i chronić swoje rodziny. Wyjątkowo traktowane wyjątkowe kobiety w wyjątkowym kraju …. dzięki nim przetrwaliśmy czas „narodu bez państwa” … i aż nie wypada tłumaczyć, że nie wolno o tym zapominać.
Żydzi - „temat rzeka” … tak bardzo odróżniający nas od reszty Europy. W średniowieczu, kiedy na Zachodzie pogromy i wypędzenia były cyklicznie powtarzającą się normą, nasi władcy poszli zupełnie inną drogą. Przyjmowali Żydów chętnie, zapewniając im ochronę prawną i swobodą praktyk religijnych. To też zostało od razu zauważone i „skomentowane”. Szczególnie nieprzychylni takiej polityce Piastów byli nasi zachodni sąsiedzi, którzy już od XIII wieku przy każdej okazji jeździli z donosami do „centrali” święcie oburzeni na to, że Polacy nie dość nie biją Żydów, to jeszcze robią sobie jaja z zasad dyskryminacji wypracowanych w „cywilizowanej Europie”. „Centrala” na szczęście w zasadzie się nie mieszała. Jeżeli czasem wydawała jakieś „rytualne” połajanki to nasi biskupi oczywiście grzecznie je przyjmowali … i totalnie ignorowali. Z czasem to wszystko się niestety zepsuło. Ogromnie zaszkodził brak efektywnych mechanizmów asymilacji (uboczny skutek polskiej tolerancji) i upadek państwa. Drogi Polaków i większości Żydów tragicznie się rozeszły, ale dziedzictwo stuleci życia na jednej ziemi pozostało.
Przez wieki byliśmy inni wobec „innowierców”. Kiedy „cywilizowana Europa” nawet nie próbowała o tym myśleć nasz Paweł Włodkowic udowadniał na soborze w Konstancji że narody pogańskie też mają prawo do spokojnego życia we własnych państwach. Kiedy Zachodem wstrząsały wojny religijne nasz król uznawał religię za prywatną sprawę poddanych a stan polityczny uchwalał prawne podstawy polityki tolerancji (Konfederacja Warszawska). To też się z czasem fatalnie zmieniło, choć nie tylko z naszej winy i na pewno nie do końca. Dziedzictwo tamtego czasu pozostało jednak w naszej kulturze i wciąż jest mocne, chociaż czasem go nie dostrzegamy a z reguły nie rozumiemy.
Byliśmy inni, jesteśmy … i niech tak będziej dalej. Nie mamy żadnych powodów do kulturowych kompleksów wobec Zachodu, wręcz przeciwnie. To co opisałem to tylko krótki, mocno pobieżny szkic. Zachęcam do własnych studiów i przemyśleń.