czwartek, 16 lipca 2020

Czy Warneńczyk był homoseksualistą?

Władysław Warneńczyk. Rys. J. Matejko.


Męskie rozkosze króla Władysława ...

Czy król Władysław Warneńczyk (1424 – 1444) był … homoseksualistą? Taka teoria szerzej wypłynęła w 2009 roku, kiedy to aktywiści homoseksualni publicznie uznali tego króla za swojego patrona. Czy było to uznanie zasadne? Przyjrzyjmy się najpierw na czym opierają się takie posądzenia wobec Warneńczyka. W Kronice Polskiej Jana Długosza król Władysław oskarżony jest o spowodowanie klęski w bitwie z Turkami pod Warną (1444), która była „karą boską” za „sprośny i obrzydliwy nałóg” - "Skłonny do rozkoszy męskich, ani w czasie pierwszej wyprawy przeciw Turkom, ani w czasie tej drugiej (...), kiedy należało przebłagać miłosierdzie Boże i pozyskać je sobie, on, nie zważając zupełnie na własne niebezpieczeństwo i na zagrożenie całego wojska, nie porzucał swych przeciwnych czystości, wstrętnych rozkoszy". Niby wszystko wygląda „jednoznacznie” … ale czy na pewno? W łacińskim oryginale owe męskie rozkosze zapisane są jako "qui in marium libidinem proclivum". Tłumaczono to pierwotnie jako „zbyt cielesnym chuciom poległy”. Dopiero w XX wieku pojawiło się tłumaczenie tej kwestii jako „zbyt rozkoszom męskim podległy”. Uznano to za pośrednią sugestię – Długosz z jakichś względów nie chciałby pisać tego wprost - o homoseksualizmie króla. Problem w tym, że jest to bardzo mocno naciągane - tak jakby mężczyzna nie mógł zaznawać rozkoszy z kobietami. Poza tym rzekomej 'innej orientacji' Warneńczyka nie potwierdzają żadne źródła. Młody król przy oficjalnie manifestowanej pobożności, o której wspominają niektóre źródła, prywatnie najprawdopodobniej był po prostu rozwiązły w kontaktach z kobietami. Na dworze z pewnością doskonale o tym wiedziano. Jakieś plotki musiały dotrzeć do Długosza, który opisał te królewskie „balety” jak na kapłana o surowej moralności przystało. Potem wystarczyła zmiana tłumaczenia z łacińskiego oryginału i pojawiła się plotka, która do dzisiaj żyje w pewnych kręgach.



sobota, 11 lipca 2020

Dyplomacja pozorów ...

Theobald von Bethmann-Hollweg

Niemiecka dyplomacja pozorów ...

Niektórzy uważają, że jesteśmy Niemcom coś tak ekstra winni, bo "30 procent naszego eksportu' ... i wogóle gdyby nie Niemcy "to byłoby po nas", "bylibyśmy w innym miejscu" ... i takie tam .. 
Czy Niemcy cokolwiek 'robią dla Polski"  za darmo? NIE! Kupują polski eksport bo im się to OPŁACA. Nie prowadzą w Polsce - jak to się chyba niektórym wydaje - jakiejś wielkiej akcji charytatywnej, ale INTERESY, nastawione wyłącznie na KORZYŚĆ WŁASNĄ. Są w tym absolutnie konsekwentni, bezwzględni i starannie pilnują, aby polska gospodarka pozostała kooperantem gospodarki niemieckiej i nigdzie, w żadnym sektorze nie była jej konkurencją. Tutaj nic się nie zmieniło od wielu lat, od kiedy naczelną zasadą niemieckiej polityki wschodniej stała się strategia "MittelEuropy". 
Dla przypomnienia: Kanclerz Niemiec Bethmann Hollweg sprecyzował cele niemieckiej polityki w tajnym memoriale z 9 września 1914, czyli wkrótce po wybuchu wojny. Domagał się „utworzenia środkowoeuropejskiej unii gospodarczej [...] z udziałem Francji, Belgii, Holandii, Danii, Austro-Węgier, Polski i ewentualnie Włoch, Szwecji i Norwegii. Związek ten [...] zachowując pozory równouprawnienia swoich członków, faktycznie jednak pod przywództwem niemieckim, musi ustalić hegemonię gospodarczą Niemiec nad Europą środkową”. Coś Wam to przypomina?
Aby trzymać nas poniżej bezpiecznego dla nich poziomu Niemcy wykonali olbrzymią pracę nad zdobyciem wpływu na polską politykę. Trzeba im przyznać .... z niejakim podziwem ...... że dzięki miejscowym kolaborantom osiągnęli niesamowite wręcz wyniki. Przejęli większość polskich mediów i wykreowali własne marionetki, które przejęły władzę. Dwie kadencje wszystko pięknie działało, ale w 2015 postawiliśmy się im i cała koncepcja ME zaczęła się sypać. Dzisiaj Niemcy robią wszystko, żeby odzyskać stracone pozycje .... tym bardziej, że Polska jest im również zawadą dla strategicznie ważnego sojuszu z Rosją.
Potrzebujemy PRAWDZIWEGO ROZWOJU gospodarczego odpowiadającego naszym aspiracjom. Trwa walka o nowych podział światowych interesów. Albo zaczniemy normalnie grać i wyrwiemy swój kawałek tortu, albo na zawsze pozostaniemy wolno gasnącą przybudówką. Jesteśmy zdolni, ambitni i megapracowici. Dlatego zasługujemy na więcej i na pewno stać nas na więcej. Dajcie więc sobie już spokój z łaszeniem się do Niemców za to, że "dzięki nim jesteśmy w tym miejscu' i zapytajcie raczej gdzie bylibyśmy dzisiaj, gdyby nie ich mieszanie w naszej polityce? To wciąż jest realne, choć długa jeszcze droga i wiele na niej pracy, żeby się ziściło. Szansa wciąż nie jest stracona ... chyba, że przegramy ją z własnej woli.  
Niemców się nie bójcie. Musimy grać o więcej niż daje nam uzależnienie od niemieckiej gospodarki. Cokolwiek zrobimy, dopóki ich interesy u nas działają to i tak nie rzucą się nam do gardeł ... bo wciąż będą na nas bardzo dobrze zarabiać ... a tak naprawdę właśnie to się dla nich naprawdę liczy, a nie "praworządność", "demokracja" i inne takie.

czwartek, 9 lipca 2020

Kto ziemię oddaje ...

Gaspar Józef Hipolit Cegielski (1813–1868) – polski filolog, 
przemysłowiec, działacz społeczny, dziennikarz i polityk.

"Podstawą materialną narodu jest ziemia, przemysł i handel. Kto ziemię, przemysł i handel oddaje w ręce cudzoziemców, ten sprzedaje narodowość swoją, ten zdradza swój naród".

czwartek, 2 lipca 2020

Różnorodność ... dobra i zła

Podlasianie - Rusini i Żydzi (1 poł. XIX wieku). 
Mal. J. Lewicki.

Różnorodność ... dobra i zła 

Różnorodność, tak bezwzględnie fetyszyzowana przez współczesną lewicę, sama w sobie – jako wielość źródeł kulturowych - nie jest ani dobra, ani zła. Wszystko zależy od kontekstu i od tego, że dobrze służy społeczeństwu czy też mu szkodzi. Możemy tą różnorodność jako proces społeczny podzielić dwojako. W historii powstawała często jako proces niejako naturalny, kształtujący się w dłuższym czasie przez splot różnych czynników bez silnej, odgórnej presji. W ten właśnie sposób, przez dobrowolne mieszanie różnych grup etnicznych i różnych kultur powstało unikalne dziedzictwo kulturowe I Rzeczypospolitej z jego oszałamiającą ilością źródeł. 
Na początku trzeba zaznaczyć, że proces ten przebiegał różnie w różnych dzielnicach. W  „starych ziemiach” Królestwa Polskiego i wszędzie tam, gdzie przeważał polski żywioł odbywało się to przez splot zapożyczeń z polskim rdzeniem kulturowym. Przykładem może być tutaj dogłębna polonizacja ogromnych rzesz Niemców osiedlających się w Polsce od średniowiecza. Na koronnych i litewskich ziemiach ruskich, na których Polacy byli elitarną mniejszością, polskość była zapożyczeniem splatającym w różnym stopniu się z ruskim rdzeniem. Podobnie było z wpływami ormiańskimi, niemieckimi, włoskimi, holenderskimi, tatarskimi czy nawet z zewnętrznymi wpływami tureckimi. 
Proces ten zachodził również w odwrotnymi kierunku oraz generował związki wzajemne między samymi zapożyczeniami. Dodajmy jeszcze Żydów, tworzących własne enklawy i z reguły w ogóle się nie asymilujących, ale też w różnym stopniu wpływających na kulturę innych nacji Rzeczypospolitej. Wszystko to wytworzyło obszar unikalny kulturowo i dziedzictwo, którego … chyba nie są dzisiaj świadomi nawet jego bezpośredni spadkobiercy – narody żyjące na dawnym obszarze I Rzeczypospolitej. Nawet my, Polacy, często nie rozumiemy jak bogatą, jak unikalną kulturę odziedziczyliśmy po naszych staropolskich przodkach. Tylko dlatego niektórym z nas wydaje się, że potrzebujemy dzisiaj jakiegoś „kulturowego ubogacenia” w zachodnim stylu. Zdecydowanie NIE, tym bardziej, że to co nam proponują zwolennicy "multikulti" jest dokładnym zaprzeczeniem różnorodności jako naturalnego skutku dobrowolnego mieszania różnych wpływów kulturowych. To, co w tej chwili dzieje się w świecie zachodnim jest procesem całkowicie odgórnym, z bardzo konkretnym programem ideologicznym i politycznym. Jego główną dysfunkcją jest założenie, że można mieszać na jednym terenie grupy całkowicie różne kulturowo bez efektywnych mechanizmów asymilacyjnych. Na razie taka polityka doprowadziła tylko do utworzenia gett etnicznych, generujących niezliczone patologie społeczne i kulturowe. Nie ma tutaj mowy o żadnym „mieszaniu kultur” i jakieś pozytywnej różnorodności. Jest za to coraz bardziej eskalujący konflikt – który prędzej czy później eksploduje w masowej przemocy. Tak kreowana "różnorodność" jest bezdyskusyjnie zła i prowadzi wyłącznie do stopniowego chaosu i destrukcji społeczeństwa.
Mamy dzisiaj unikalną szansę uczyć się na doświadczeniach Zachodu i unikać jego błędów. Aby wyciągnąć z tej nauki rozumne wnioski musimy jednak najpierw poznać bogactwo naszego dziedzictwa – kultury I Rzeczypospolitej. Jako wstęp polecam serię filmików poświęconych kulturowym źródło naszego dziedzictwa.